Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Jak matka z miłości do córki trafiła za kratki...
"Z miłości do córki za niemieckie kratki
Od ponad roku policja - tak zachodniopomorska jak i dolnośląska - poszukuje sześcioletniej dzisiaj Lary Karzelek. Poszukuje na wniosek ojca, mieszkającego obecnie w Berlinie. Tajemnicą poliszynela jest, że dziewczynkę ukrywa babcia. Mama Lary od maja br. siedzi w niemieckim więzieniu, skazana na ponad trzy lata pozbawienia wolności... za porwanie córki, desperacki krok spowodowany tym, że znikąd nie doczekała się pomocy. Wcześniej - do Niemiec właśnie - dziewczynkę porwał tata. W tej sprawie nic nie jest biało-czarne, wątków jest tutaj mnóstwo, oskarżeń obu stron - także. Pewne natomiast jest to, że mała potrzebuje obojga rodziców, normalnego życia."cały tekst

Poniżej list od jednej z naszych Dziewczyn, dla pokrzepienia serc, dodania otuchy. Dane zostały zmienione.

"Witam serdecznie.
Trafiłam na Państwa Stowarzyszenie dzięki artykułowi w Wysokich Obcasach.
Jestem samotną matką , wychowującą dwóch wspaniałych synów, obaj zakochani w piłce nożnej  
Moja historia, jak wiele innych, zaczęła się od wielkiej miłości. Z X najpierw byliśmy parą przez 8 lat. Pobraliśmy się w 2000 roku. Ja skończyłam już wtedy studia i pracowałam, a mąż uczył się - najpierw do obrony pracy magisterskiej, a potem do egzaminów na aplikację. Przez jakiś czas byłam więc jedyną żywicielka i utrzymywałam nas oboje. Mąż znalazł pracę w kancelarii, po skończeniu aplikacji założył własną. Ja w korporacji pięłam się po szczeblach kariery i awansowałam na stanowiska menadżerskie. Żyło nam się coraz lepiej. Najpierw kupiliśmy psa, zmieniliśmy mieszkanie na większe, potem postaraliśmy się o pierwszego syna. 2,5 roku później przyszedł na świat nasz drugi syn. Po porodzie trafiliśmy do szpitala. Potem, po miesiącu znów szpital i zapalenie oskrzeli, zagrożenie zapaleniem płuc. Nie muszę chyba dodawać jak było to poważne dla 1,5 miesięcznego maleństwa. W tym czasie starszym synem opiekowali się moi Rodzice, a mąż... no cóż, bardzo rzadko nas odwiedzał. Później powiedział, że nie chciał się przyzwyczajać do syna!!! bo lekarze mieli najczarniejsze przewidywania.
Potem było coraz gorzej. Mąż "zatracił się" w pracy (wtedy tak to widziałam). Wracał do domu o 20.00 i później. W weekendy, żeby rozładować stres, wyjeżdżał za miasto grać w golfa. Gdy prosiłam, żebyśmy razem we czwórkę spędzili trochę czasu, On proponował wspólny spacer z psem. Super...tylko że ja codziennie 3x chodziłam z dziećmi i psem. Proponowałam krótkie wycieczki, cokolwiek, ale wtedy mąż zawsze był zmęczony. Gdy młodszy syn miał rok, mąż wyprowadził się. Powiedział, że bardzo nas kocha, ale musi sobie wszystko ułożyć w "głowie", musi przemyśleć co dalej. Bardzo zabiegałam o Jego powrót. Nie przyjmowałam do siebie, że może kogoś mieć. W końcu najważniejsze były dzieci. Wracałam wtedy do pracy. Było mi bardzo ciężko. Wstawałam o 4.30 żeby przyszykować siebie, dzieci, wyjść z psem, porozwozić dzieci. Po pracy, z wywieszonym językiem, pędziłam po dzieci, zakupy, pies, przygotować posiłek, pranie, sprzątanie, zabawa z dziećmi, kolacja, kąpiel, czytanie bajek, usypianie, spacer z psem. Proszę wierzyć, nie miałam problemu z zasypianiem. Plus był taki, że byłam super zorganizowana.